- Nie można było wcześniej?
- Sorry stary, budzik mnie nie obudził.
- Następnym razem przyjdziemy po ciebie, to na pewno wstaniesz.
- Dobra koniec gadania. Chodźmy do szkoły bo i tak już jesteśmy spóźnieni.
Jak najszybciej
wpadliśmy do budynku. Poszliśmy do szatni zabrać potrzebne nam książki.
Pierwszą lekcją była geografia. Facet nas nienawidził. W sumie z
wzajemnością. Udaliśmy się pod właściwą salę. Spojrzeliśmy przez okno w
drzwiach. Każdy był czymś zajęty. Po chwili dwójka siedzących na końcu
nas zobaczyła. Uśmiechnęli się, pomachali i zawiadomili inne osoby.
- No to czas na wielkie wejście - zaśmiał się Kacper. Otworzył drzwi i stanęliśmy na środku sali.
- Przepraszamy za spóźnienie - odparliśmy chóralnie.- Nie dość, że długo was nie było, to jeszcze macie czelność się spóźnić - pan podrapał się po swojej siwej głowie - No ale dobrze, siadajcie gwiazdeczki - wskazał ręką na krzesła. Kiwnęliśmy głowami i usiedliśmy na swoich miejscach. Pracowaliśmy z mapami. Bardziej chłopacy pracowali, bo ja byłam zajęta rozmową z koleżankami. Musiałam dowiedzieć się o wszystkim, co działo się w szkole. Nim się obejrzeliśmy, zadzwonił dzwonek. Wyszliśmy na korytarz. Wokół nas zebrało się sporo ludzi. Zadawali przeróżne pytania. Niektóre dotyczyły skoczków, inne zaś pracy. Postanowiłam się ulotnić. Nie lubiłam zamieszania wokół swojej osoby. Zawsze wolałam trzymać się z boku. Zasiadłam na parapecie. Przy mnie zjawiła się Charlotte - jedyna miłośniczka skoków poza nami. Właśnie przez ten sport się zakolegowałyśmy. Spojrzałam na nią. Chciała o coś zapytać. Widziałam to w jej oczach. Niestety, nie miała odwagi.
- Pytaj o co chcesz - zachęciłam.
- Jaka jest kadra Słowenii? Już dawno chciałam się tego dowiedzieć.
- Są zabawni, trochę szaleni, czasami bezczelni. Każdy jest inny z charakteru i uzupełniają się wzajemnie. Nie da się ich nie lubić - uśmiechnęłam się szeroko na samo wspomnienie o nich.
- Szczęściara ciebie - westchnęła.
- Jeśli nadarzy się okazja, to z pewnością cię z nimi poznam.
- Dzięki, jesteś kochana - przytuliła się do mnie.
- Nie ma za co. Chodźmy, bo zaraz lekcja się zacznie.
Dzień w szkole szybko zleciał. Siedzimy na dziedzińcu. Jak zwykle urzędowaliśmy w telefonach. Chłopacy również obgadywali nauczycieli. Najgorętszy temat to nowa fryzura chemicy. Jest bardzo młoda i każdy się do niej ślini. Dlatego jest dużo osób uzdolnionych chemicznie. Ja osobiście uważam, że ona nie potrafi tłumaczyć. Na jej zajęciach kompletnie nic nie rozumiem. Nie to co pani Sparks. Odeszła na emeryturę w zeszłym roku. Szkoda, bo dzięki niej cała szkoła się zmieniła.
- Idziemy się poszwendać? - zaproponował Kapi.
- Możemy iść. I tak nie ma co robić.
Udaliśmy się w nasze ulubione miejsce - nad jezioro. Tu spędzaliśmy najwięcej czasu poza domem. Nawet chodziliśmy tutaj na wagary, ale kiedy nas złapali, musieliśmy poszukać innej kryjówki. Jeszcze jej nie znaleźliśmy. Stanęliśmy na pomoście.
- Myślicie, że woda jest ciepła?
- Zwariowałeś, o tej porze roku? Lodowata jak nic.
- Sprawdzimy?
- Dawaj.
- Oszaleliście? - zapytałam. Nie odpowiedzieli tylko zdjęli kurtki. Odliczyli trzy, cztery i wskoczyli. Wzięłam głębszy oddech. Naprawdę przyjaźnię się z idiotami. Wypłynęli na powierzchnię. Szczęki zaczynały im się trząść, jednak nie mieli zamiaru wyjść.
- Jula chodź do nas! - przywołali mnie gestem ręki. Uniosłam brwi do góry - Chyba, że się boisz, to powiedz. My zrozumiemy.
- Po prostu nie chcę nabawić się zapalenia płuc - rzekłam zbierając ubrania chłopaków - A teraz do widzenia - rzuciłam się biegiem. Nie miałam pojęcia dokąd pobiec. Najlepiej w jakieś miejsce, gdzie nawet nie przyszłoby im do głowy mnie szukać. Usłyszałam za sobą ich krzyki, żebym wróciła. Spojrzałam do tyłu. Ruszyli za mną. Skręciłam w jedną z węższych uliczek. Wyszłam w samym centrum miasta. Ruszyłam w stronę biblioteki. Oni to miejsce zawsze omijają szerokim łukiem. Na moje nieszczęście powędrowali inną drogą i spotkaliśmy się tuż przy budynku. Nie miałam najmniejszych szans na ucieczkę, ponieważ rzucili się na mnie. Wydarli swoje kurtki i jak najszybciej je założyli. Cali się trzęśli. Wyglądali jak pingwiny, tylko brzydsi. Zaczęłam się śmiać.
- Nie ma w tym nic śmiesznego. Ratuje cię tylko to, że zdążyliśmy się trochę rozgrzać. Inaczej byłabyś martwa.
- Dobrze, dobrze. To teraz gdzie?
- Do domu, a gdzie? Chyba nie myślisz, że chce mi się tutaj marznąć.
- Nie narzekaj już tak kobieto - poklepałam go po ramieniu. Wytknął mi język. Podnieśliśmy plecaki i udaliśmy się do domów.
- Wróciłam - rzuciłam otwierając drzwi. Nikogo nie zastałam w środku. Na lodówce został przywieszony liścik dla mnie.
,,Wyszliśmy do pracy. Nakarm Lily, bo zapomnieliśmy. Wrócimy wieczorem."
Wyjęłam karmę z szafki i dałam mojemu pieskowi. Jestem ciekawa, ile razy chodziła głodna, kiedy mnie nie było. Moi współlokatorzy często o czymś zapominają. Tylko nie o imprezach, je mają wyryte wielkimi literami w swojej pamięci. Mam nadzieję, że przez cały mój pobyt nie urządzą jakiejś domówki. Nie będę miała zamiaru potem sprzątać. Poszłam na górę do swojego pokoju. Postanowiłam odrobić lekcje, a trochę ich pozadawali. Oczywiście nie obyło się bez sprawdzania odpowiedzi w internecie. Nie można być pewnym, że wszystko na pewno jest dobrze, ale większość tak. Zaczęłam się nudzić. Usiadłam na łóżku. Włączyłam laptopa. Wyszukałam swój ulubiony serial. Zaczęli emitować nowe odcinki. Puściłam jeden z nich. Można się z niego nauczyć wiele o różnych mitologiach, wierzeniach i tym podobne. Usłyszałam trzaskanie drzwiami. Spojrzałam na zegarek. Nie, to nie mógł być któryś z chłopaków, jest za wcześnie. Po cichu schodziłam po schodach. Skierowałam się do salonu. Zobaczyłam Kubę siedzącego na kanapie. Wypuściłam powietrze podirytowana.
- Mogłeś chociaż uprzedzić, że wpadniesz.
- Lepiej powiedz, co oglądamy.
Dostałam smsa. Nadawcą był nie kto inny jak Domen.
,,Masz czas? Jak tak to pogadamy?"
- A co powiesz na rozmowę z Prevcem?
- Też może być.
,,Jasne. Zaraz zadzwonię."
Zalogowałam się na Skype i szybko zadzwoniłam do niego. Odebrał błyskawicznie.
- Witam dwójkę serwisantów - na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech.
- Siema stary. Powiedz jak tam wasze narty. Dobrze nasmarowane?
- Nie narzekamy, chociaż wolimy, jak wy się nimi zajmujecie.
- Się wie, my najlepsi.
- Jak kwalifikacje? - wtrąciłam.
- Wyśmienicie, byłem drugi.
- Gratulacje.
- Młody z kim gadasz? - odezwał się Janus. Widząc nas od razu pomachał. Odmachaliśmy - Jak tam, stęsknieni za smarami?
- Nawet bardzo.
- To dobrze. Jak wrócicie będziecie lepiej smarować. To ja już wam nie przeszkadzam, trzymajcie się.
- Do widzenia.
- Często mnie kontroluje. Peter mu coś chyba powiedział.
- Pewnie, że zdradziłeś swoją ulubioną kreskówkę.
Zaśmiałam się. Oni lubili sobie dogadywać, jednak Domen dzisiaj odpuścił. Rozmawialiśmy z dobrą godzinę, dopóki lokatorzy nie wrócili. Przywitaliśmy się z nimi i wspólnie zagraliśmy w Monopol. Jak zawsze Billy był niezwyciężony. Miał wielkie szczęście w tej grze.
- To ja się już będę zbierał. Miałem wrócić godzinę temu.
- Wpadaj częściej. Miło widzieć fajne osoby w tym domu - odparł kuzyn. Wywróciłam oczami na tę aluzję.
- Poczekaj, odprowadzę cię.
Wyszliśmy na zewnątrz. Zatrzymaliśmy się przed furtką.
- Pamiętaj o jutrzejszym zaliczeniu z maty.
- Wiem, będę musiał się pouczyć. No to do jutra.
- Do jutra - przytuliliśmy się na pożegnanie. Z racji tego, że było już późno, postanowiłam nie pomagać w sprzątaniu tylko od razu pójść spać. Nie chciałam zaspać do szkoły, bo z tego co wiem, mamy być godzinę wcześniej.
__________________________________________________________________________________
Kolejny ;) Przepraszam, że tak późno. Rozdziały nie będą regularnie dodawane ze względu na szkołę.
Mam nadzieję, że ten wam się podoba.
Do napisania!